NFL
Wzruszające wyznanie Leszka Millera. Wspomina zmarłego syna
Nie boi się śmierci. Stara się doceniać to, co ma, choć stracił tak wiele. Leszek Miller w szczerej rozmowie z dziennikarką “Gazety Wyborczej” wrócił do tragicznych wspomnień związanych z samobójczą śmiercią syna. Padają w niej bolesne słowa.
To był sierpień 2018 r. Tragiczny sierpień. Syn Leszka Millera odebrał sobie życie. Były premier po latach wrócił do tych bolesnych wspomnień. Nie ucieka od nich. Bo, jak sam przyznaje, nie da się.
Jest w nim dużo pogody ducha i pokory. Choć życie nie zawsze było usłane różami, to stara się iść dalej. Mądrzejszy. W rozmowie z dziennikarką “Gazety Wyborczej” były premier wrócił do tragicznych wspomnień związanych ze śmiercią Leszka Millera Juniora.
Leszek Miller o śmierci syna
Jest w nim dużo pogody ducha i pokory. Choć życie nie zawsze było usłane różami, to stara się iść dalej. Mądrzejszy. W rozmowie z dziennikarką “Gazety Wyborczej” były premier wrócił do tragicznych wspomnień związanych ze śmiercią Leszka Millera Juniora
REKLAMA
Przeszedłem bardzo wiele trudnych sytuacji, najgorszą, jaka się może zdarzyć, która się zdarzyła w tym domu, czyli śmierć mojego syna. Najpierw powinni umierać rodzice, a dopiero potem dzieci
– podkreśla.
Sam nie boi się śmierci. Ale odejście syna było dla niego odwróceniem naturalnego porządku świata. Nie ucieka od bolesnych wspomnień. Bo te, jak przyznaje, “zameldują się pod nowym adresem”. On sam musiał znaleźć w sobie siłę, by dalej żyć.
Dlatego też rodzina nie uciekła z domu, w którym doszło do tragedii. Pierwszą Wigilię po śmierci syna zorganizowali u siebie. – Było poważnie, ale bez histerii. Było wolne miejsce i wszyscy wspominali syna, ale nikt się nie załamał – wspomina Leszek Miller. Przeciwstawili się próbie ucieczki
Nie zabrakło bolesnych przemyśleń. Padło pytanie, czy były polityk ma poczucie winy wobec syna…
Jeżeli chodzi o syna, to tak. Dlatego, że potem sobie myślałem, że gdybym poświęcił mu więcej czasu, gdybyśmy częściej chodzili na spacery, gdybyśmy częściej rozmawiali, to może by się to nie stało
– wyznaje Leszek Miller.
Jak dodaje, często jeździ z żoną na grób syna do Żyrardowa.