CELEBRITY
Wojciech Szczęsny w Barcelonie na dłużej? Nasz ekspert kreśli konkretny scenariusz, rzucił słówko o charakterze kolegi po fachu [ROZMOWA SE]
Październikowe emocje reprezentacyjne już za polskimi kibicami. Wielu z nich zapewne z trudem powstrzymywało łezkę kręcącą się w oku na widok Wojciecha Szczęsnego, który przed spotkaniem Portugalią oficjalnie żegnał się z Biało-Czerwonymi. Nadal jednak będziemy trzymać kciuki za „Szczenę” – teraz już w jego klubowych występach w barwach Barcelony. Związał się z nią kontraktem do końca obecnego sezonu. Wojciech Kowalewski, były reprezentacyjny golkiper, uczestnik EURO 2008 (choć tylko w roli rezerwowego), nie tylko opowiedział „Super Expressowi” o przygotowaniach swego młodszego kolegi do debiutu w barwach Blaugrany. Podzielił się też swymi refleksjami na temat jego przyszłości po czerwcu 2025.
Wojciech Kowalewski: – Po kontuzji ter Stegena Barcelona miała listę kandydatów do zakontraktowania. Ale niezależnie od tego, kto na niej figurował, trudno jej było zignorować taką szansę, jak zatrudnienie Wojciecha Szczęsnego – nawet jeśli kilka tygodni wcześniej ogłosił przejście na emeryturę. To zresztą zadziałało w obie strony: zainteresowanie ze strony takiego klubu, jak Barcelona, nawet dla byłego bramkarza Arsenalu i Juventusu jest odpowiednio motywującym czynnikiem, by tę emeryturę na jakiś czas jeszcze odłożyć. W końcu – przynajmniej ja się tą myślą kieruję – żyjemy tu i teraz, i trzeba łapać takie szanse, uśmiechy losu. A tak w ogóle ten przykład pokazuje, że piłka jest nieprzewidywalna – i dlatego taka piękna!
W mojej opinii bije go na głowę doświadczeniem i osiągnięciami. A skoro Barcelona po Wojtka sięgnęła, świadczy o tym, że jest oceniany jako co najmniej tak samo dobry. Z góry nikt – zwłaszcza w sztabie trenerskim Barcy – tego głośno nie powie, bo dopiero przyszłość pokaże, jak się ta rywalizacja zakończy. Ale ja wierzę, że Szczęsny ją wygra. Na pewno jednak potrzebował trochę czasu na trening, na poznanie zespołu, na znalezienie się w szatni, wreszcie na ponowną adaptację organizmu do wysiłku. Poza tym angaż w nowym klubie zawsze wiąże się z dużą liczbą informacji do przyswojenia. To jest pewnego rodzaju trudność. Ale Wojtek był i jest tego świadom.
Od chwili podpisania przezeń kontraktu kibice dyskutują, kiedy zadebiutuje. Może 20 października przeciwko Sevilli? Może 23. w Lidze Mistrzów z Bayernem? A może trzy dni później w El Clasico? To możliwe, by tak szybko przygotować formę na grę na najwyższym poziomie, skoro przez ponad miesiąc nie miało się treningów?
Z perspektywy kibica wygląda to fajnie: Wojtek wstał z kanapy, wyłączył telewizor i poszedł bronić do Barcelony. Ale to nie jest takie proste: Wojtek wciąż wraca do treningu. Timing jest dla niego dobry, sprzyjał mu kalendarz: przerwa reprezentacyjna dała czas na przygotowanie formy. Ważna jest teraz jego reakcja na te dwa tygodnie regularnych treningów; na obciążenia i nowe bodźce. Wielkim atutem jest doświadczenie: ma przecież setki meczów na najwyższym europejskim poziomie. Natomiast trzeba brać pod uwagę jeszcze jeden aspekt: jak reagują na jego obecność zawodnicy. No i bramkarze, czyli konkurenci do miejsca między słupkami. Być może u któregoś z nich wywoła to niesamowity wzrost formy? Bo – wbrew komentarzom, które czasami czytam i słyszę – to nie są zawodnicy, którzy nadają się tylko do pchania karuzeli. Zostali wyselekcjonowani przez poważnych skautów, nie ma przypadku w ich obecności w szatni Barcy. A co do terminu debiutu Wojtka: my sobie możemy „gdybać”, a ostateczna decyzja i tak należy do Hansiego Flicka.