NFL
Wcześnie została mamą, dzieci są jej najcenniejszym skarbem. Tak dziś mówi o wychowaniu synów
To, na czym zależało mi najbardziej, to na tym, żeby uzyskali swoją niezależność”, zwierza się nam Joanna Przetakiewicz
Czy dziś mężczyźni to ta „słabsza płeć”? Jak zakończyć konflikt między kobietami a mężczyznami? I czy potrzebna nam emocjonalna rewolucja? „Bliskie więzi nas uratują”, mówi Joanna Przetakiewicz i rozpoczyna nową misję. Jaką? Sprawdza Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska
Katarzyna Przybyszewska-Ortonowska: Skoro to przede wszystkim kobiety mają pomóc mężczyznom, to trochę same się popunktujmy. Nie mają z nami łatwo, prawda?
Joanna Przetakiewicz: Opowiem historię, która zdarzyła mi się wiele lat temu, ale obrazuje problem. Pod centrum handlowym pękła mi opona. Stałam, zastanawiając się, gdzie dzwonić po pomoc, gdy podszedł do mnie mężczyzna. „Oj, widzę, że złapała pani gumę. Chętnie pomogę”, powiedział i z zapałem wziął się do pracy. Nie minęło pięć minut, jak podeszła do nas jakaś kobieta. „A co mój mąż tu robi?”, zapytała obcesowo. „Był tak uprzejmy, że chciał mi pomóc”, powiedziałam. Machnęła ręką. „Przecież to jest fujara. Coś jeszcze pani popsuje. Ja to umiem lepiej zrobić”. Patrzyłam na tego biedaka, z którego właśnie uleciało powietrze jak z tej pękniętej opony. Czy takie zachowanie ma sens?
żeby nasz mężczyzna wszystko potrafił, świetnie zarabiał, wyglądał jak Brad Pitt. Był i prezesem zarządu, i polskim hydraulikiem, i przyjacielem, i Jamesem Bondem, i wspaniałym rodzicem, i koło umiał wymienić…
…i był świetnym kochankiem
To jest według badań na piątym miejscu oczekiwań kobiet, ale nie oszukujmy się, też stanowi problem. Kiedyś mówiło się, że to kobietę ciągle „boli głowa”, teraz mężczyźni zaczynają się bać, że nie sprostają tej roli, bo przecież nikt ich nie zapyta, czy mieli w pracy ciężki dzień albo czy nie zdarzyło się coś, co sprawia, że na seks nie mają ochoty. Jest jeszcze jeden problem. Rodzice często wychowują swoich synów na królewiczów. Usuwają im kłody spod nóg, wpajają, że są najlepsi, najprzystojniejsi, najmądrzejsi i tak dalej. I nagle taki „królewicz” wychodzi spod klosza w realny świat na czołowe zderzenie z rzeczywistością.
Jesteś matką trzech synów. Jak ich wychowywałaś?
Nie na królewiczów. Życie podyktowało nam inny scenariusz. Bardzo wcześnie zostałam matką, studiowałam, pracowałam, prowadziłam dom. Później rozwiodłam się z mężem i głównie sama musiałam utrzymać rodzinę. To, na czym zależało mi najbardziej, to na tym, żeby synowie uzyskali swoją niezależność. Wszyscy trzej uczyli się w międzynarodowych szkołach i na świetnych uczelniach. Ale to wiąże się też z czymś bardzo trudnym – szybką samodzielnością. Dziś sami reżyserują swoje światy. Zawsze im wpajałam – a co mnie wielokrotnie pomogło w najtrudniejszych życiowych sytuacjach – by umieli znaleźć wokół siebie przynajmniej troje ludzi, na których będą mogli zawsze liczyć. Życzliwość, przyjaźń i miłość to największy kapitał