CELEBRITY
Jakubiak nie ma złudzeń ws. Palikota. „Spotkał złych ludzi. Wlazł w tę sitwę i ona go załatwiła”
Janusz Palikot próbował mnie oczarować, bo ja nie bardzo chciałem akurat jemu sprzedać Browar. Zapewniał mnie wówczas, że chce kupić przedsiębiorstwo dla rodziny, że chce coś takiego zostawić po sobie synowi. I tym mnie ujął – mówi w ramach cyklu „Wprost z rana” Marek Jakubiak. Poseł opowiada także o nowo powstałym kole Wolni Republikanie i wyraża gotowość do startu w wyborach prezydenckich.
Magdalena Frindt, „Wprost”: Paweł Kukiz poinformował o rozwiązaniu koła poselskiego Kukiz’15 i powołaniu nowego – Wolni Republikanie. Skład się nie zmienił, zmieniła się nazwa. Skąd ten pomysł?
Marek Jakubiak: Chcieliśmy nawiązać do tradycji republikańskiej, bo to jest historyczny profil ustrojowy dla Polski. Poza tym nazwa Kukiz’15 po prostu się wyczerpała. Zależy nam, żeby w świat poszła wiadomość, że otwieramy republikański namiot w stylu Ronalda Regana dla wszystkich organizacji, które mają poglądy podobne do naszych. Będziemy jednoczyć. Zostałem przewodniczącym nowego koła poselskiego i zamierzam poprowadzić je ku zbudowaniu dużej republikańskiej partii.
Chcecie jednoczyć i zwiększać zasięg oddziaływania. Obecnie oprócz pana do koła Wolni Republikanie należą również Paweł Kukiz, Jan Krzysztof Ardanowski i Jarosław Sachajko. Pojawia się zatem pytanie, czy można się spodziewać w najbliższym czasie jakichś transferów?
My nie zabiegamy o żadne transfery wewnętrzne w Sejmie. Naszym celem jest zbudowanie silnej republikańskiej partii, która w wyborach prezydenckich wskaże kandydata, a ten kandydat skutecznie zawalczy o poparcie Polaków.
Czym chcecie odróżnić się od innych środowisk w parlamencie?
Pierwsza i podstawowa sprawa: wyróżniamy się już samymi nazwiskami. W naszym kole są posłowie dość rozpoznawalni, którzy cieszą się zaufaniem społecznym. W związku z tym liczymy na to, że małe ugrupowania, które nie mają politycznej siły przebicia, zrozumieją, że warto połączyć się w jedną partię, aby zdobyć szerokie poparcie w nadchodzących wyborach.
Przede wszystkim kładziemy nacisk na demokrację, na narzędzia prospołeczne jak np. referenda, aby obywatele czuli, że ich zdanie naprawdę ma znaczenie. Chcemy się opierać także na silnej władzy prezydenckiej. Różnimy się sposobem patrzenia na państwo polskie, a nasze konkretne cele zostaną zdefiniowane w programie, który zostanie opublikowany już niebawem.
Kiedy można się tego spodziewać?
Myślę, że upublicznimy go dosłownie za około miesiąc, może półtora. Sądzę, że stanie się to równolegle z ogłoszeniem naszego kandydata na prezydenta.
Niedawno wyraził pan gotowość do startu w wyborach prezydenckich. W 2020 roku już raz próbował pan swoich sił w tym politycznym wyścigu.
Muszę poczekać ze złożeniem ostatecznej deklaracji, bo bardzo poważnie podchodzę do tego, co mówię. Mamy listę mniejszych ugrupowań, które wyrażają chęć wejścia z nami w kohabitację. Będziemy prowadzili rozmowy, a ja postaram się przekonać je, aby poparli moją kandydaturę.
Dopiero, gdy uzyskam wsparcie, będę wygłaszał publiczne deklaracje. Jednocześnie wyraźnie podkreślam: nie zamierzam unikać odpowiedzialności za losy państwa i jego obywateli.
A zagrożeń jest dużo. Na naszych oczach zaczynamy tracić niezależność, czyli państwowość. Europa idzie w kierunku unifikacji, a ja jako polityk – czy ewentualny kandydat na prezydenta – nie zgadzam się z takim postawieniem sprawy. Europa powinna składać się z państw narodowych, które mają prawo same o sobie stanowić. Tak miało być w założeniu i przy tym układzie powinniśmy pozostać. „Zielony ład”, czyli cały ekoterroryzm powinien raz na zawsze wylądować w koszu na śmieci, bez żadnej dyskusji. Jestem też przeciwnikiem wprowadzenia euro. Polska musi mieć swoją walutę. To tylko niektóre kwestie, które zostaną zawarte w moim programie
Dotychczas start w wyborach prezydenckich ogłosił jedynie Sławomir Mentzen. Sporo mówi się także o potencjalnych kandydatach PiS czy KO. Nazwisk na politycznej giełdzie jest multum.
Kogo Koalicja Obywatelska nie wystawi i tak przegra. Personalia są tutaj bez znaczenia.
Skąd ta pewność? W sondażach Rafał Trzaskowski jest liderem.
Tutaj nawet nie ma dyskusji. Jestem przekonany o tym, co mówię. Jeszcze raz powtórzę: kogo nie wystawią, przegrają. Ostatni będą pierwszymi.
W środę 16 października Andrzej Duda wygłosił orędzie do Sejmu. Wystąpienie prezydenta spotkało się ze zróżnicowanym odbiorem – od oklasków, po falę śmiechu, kiedy Andrzej Duda mówił, że na początku kadencji deklarował „pełną wolę współpracy z nowym parlamentem we wszystkich ważnych sprawach dla Polaków”. Jak pan ocenia orędzie?
To było bardzo dobre przemówienie – konkretne i punktujące newralgiczne zagrożenia dla Rzeczypospolitej. Politycy koalicji rządzącej śmiali się i to był śmiech przez łzy. Andrzej Duda wielokrotnie wyciągał rękę do rządu, składał propozycje współpracy, ale Donald Tusk je odrzuca.
To, co widzimy dzisiaj, to zwykłe zaklinanie rzeczywistości. Co więcej, premier złamał konstytucję, dlatego że nad orędziem prezydenta się nie debatuje. Marszałek Szymon Hołownia też złamał prawo, udzielając Donaldowi Tuskowi głosu w Sejmie.
W konstytucji faktycznie pojawia się zapis, że „orędzia nie czyni się przedmiotem debaty”, ale Szymon Hołownia powołał się na art. 186 Regulaminu Sejmu Rzeczypospolitej Polskiej, z którego wynika m.in., że: „Marszałek Sejmu udziela głosu członkom Rady Ministrów, Prezesowi Najwyższej Izby Kontroli, Szefowi Kancelarii Prezydenta oraz sekretarzowi stanu w Kancelarii Prezydenta zastępującego Szefa Kancelarii Prezydenta na danym posiedzeniu, poza kolejnością mówców zapisanych do głosu, ilekroć tego zażądają”.
Orędzia nie podlegają debacie – niezależnie od tego, w jaki sposób Szymon Hołownia będzie próbował tłumaczyć swoje decyzje. A Donald Tusk? Zawsze jest mądry wtedy, kiedy jego adwersarza nie ma obok. Za plecami prezydenta wypowiadał tezy, z których większość była kłamliwa i oszczercza.
Donald Tusk zabrał głos ws. orędzia Andrzeja Dudy nie tylko na sali plenarnej, ale także za pośrednictwem mediów społecznościowych. „Prezydent jednej partii. Źle zaczął, źle kończy. Ale kończy” – napisał premier.
W 2017 roku nie weszły w życie ogromne zmiany w systemie sądownictwa dotyczące Sądu Najwyższego i KRS, ponieważ Andrzej Duda je zawetował. Prezydent poszedł na rękę ówczesnej opozycji, a jednocześnie straszliwie naraził się prawej stronie sceny politycznej. Miał odwagę powiedzieć, że proponowane zmiany mu nie odpowiadają. Dzisiejsza koalicja już o tym nie pamięta?
Politycy ekipy rządzącej działają właśnie na takiej zasadzie: jak SN wydaje wyrok, którego oni oczekują, to dane orzeczenie akceptują, jak zapada decyzja niezgodna z ich wyobrażeniami – podważają. Tak samo postępują w ocenie prezydenta – jeśli Andrzej Duda klepałby ich po plecach, biliby mu brawo, a skoro krytycznie ocenił ich działania, to pozostał im pusty śmiech. To jest po prostu polityczny prymitywizm.
Janusz Palikot od kilkunastu dni przebywa we wrocławskim areszcie w związku z zarzutami dotyczącymi oszustw na wielką skalę. Jest pan zaskoczony rozwojem sytuacji?
Informacje, które podaje w związku z tą sprawą prokuratura, brzmią poważnie. Jest mowa o kilku tysiącach osób, które miały być oszukane na kwotę ok. 70 mln zł. Jestem przekonany, że gdyby sprawa dotyczyła zaledwie kilku osób, to zostałaby zamieciona pod dywan, bo Janusz Palikot to przecież człowiek, który był współpracownikiem Donalda Tuska. Swoją drogą dużo takich Palikotów pojawia się obok premiera i jest to zapewne jeden z elementów, który wpływa na wysoki wskaźnik braku zaufania do niego.
Jest pan pytany o sprawę Janusza Palikota, ponieważ w 2018 roku sprzedał mu pan Browar Tenczynek. Jakie wtedy zrobił na panu wrażenie jako biznesmen?
On próbował mnie oczarować, bo ja nie bardzo chciałem akurat jemu sprzedać ten Browar. Zapewniał mnie wówczas, że chce kupić przedsiębiorstwo dla rodziny, że chce coś takiego zostawić po sobie synowi. I tym mnie ujął.
Przejął Browar z magazynami pełnymi piwa, z dochodami. A ponieważ Janusz Palikot nie miał doświadczenia w branży piwowarskiej, powiedziałem mu w zasadzie wszystko, co robić, aby firma nadal prężnie działała. I co się stało? Zrobił wszystko odwrotnie.
Żałuje pan, że wtedy doszło do sprzedaży?
Mam czyste sumienie, ale szkoda tej firmy. Browar był wystawiony na sprzedaż i jeśli nie kupiłby go Palikot, znalazłby się inny chętny. On obiecał mi, że wyjdzie w sposób trwały z polityki i nie będzie zabierał głosu w tych sprawach. Trzymał się tego przez długi czas. Co więcej, z wielką satysfakcją obserwowałem, że on rozbudowywał Browar.
Ale niestety, na pewnym etapie spotkał złych ludzi, przed którymi go zresztą ostrzegałem. Wlazł w tę sitwę i ona go załatwiła. Najgorsze jest to, że ci źli ludzie, którzy dysponują ogromnymi pieniędzmi, będą sobie żyli spokojnie dalej, a Janusz Palikot będzie pokutował m.in. za owoce ich działań.