NFL
Jake Paul dociągnął Tysona do ostatniego gongu
Bądźmy poważni: w tej walce nie można było spodziewać się wyniku innego niż zwycięstwo Jake’a Paula nad Mikiem Tysonem. Pytaniem otwartym pozostawało, jak 27-letni celebryta, dla którego boks jest tylko jednym z zajęć, obejdzie się w ringu z ikoną zawodowego boksu. Na szczęście dla fanów pięściarstwa, Paul nie starał się ośmieszyć weterana. Wygrał pojedynek, ale obchodząc się z Tysonem z należną mistrzowi godnością, zyskał też nieco szacunku środowiska.
POWAŻNA WALKA CZY USTAWKA?
Owszem, Mike Tyson to legenda, a ringowych osiągnięć nie zabierze mu nawet najboleśniejsza porażka. Jednak Jake Paul był młodszy, szybszy i wytrzymalszy. Miał też czym uderzyć, a w dodatku posiadał jakiekolwiek doświadczenie w zawodowym boksie. To wszystko sprawiało, że istniały dwa główne przewidywania co do tej walki. I żadne z nich nie zakładało dla Tysona pozytywnego zakończenia.
Pierwszym i najbardziej prawdopodobnym rozwiązaniem była ustawka. Biorąc pod uwagę wiek Żelaznego Mike’a, można było zakładać, że po dwóch-trzech rundach opadnie on z sił, albo nawet od początku nie będzie skory do wyrządzenia rywalowi krzywdy. W ten sposób, po spokojnej walce Paul dopisałby sobie wielkie nazwisko do rekordu, a Mike zarobił dwadzieścia milionów dolarów i nie nadwyrężył przy tym zdrowia.
Drugi wariant zakładał walkę na serio. A poważne starcie z takim młodym i silnym byczkiem jak Paul mogło się zakończyć dla Bestii widokiem, którego nie chciał oglądać żaden fan boksu. Obrazem Tysona, który w wieku 58 lat zamiast w domu na kanapie, leży rozbity na deskach ringu. Niektórzy fani boksu nawet pod stadionem dali znać, co sądzą o tym, że Paul skusił Tysona do ponownego wyjścia pomiędzy liny.
A protester is driving this van outside the stadium for Jake Paul vs Mike Tyson… pic.twitter.com/68ZGQqIFBu
MIKE PRZEGRAŁ, ALE Z GODNOŚCIĄ
Reakcja publiczności podczas wyjść do ringu obu zawodników mówiła wszystko o tym, do kogo należą serca tłumu. Ogromne owacje zebrał wtedy nie Paul, który w srebrnej szacie przejechał część dystansu razem z bratem w wypasionej furze. Wrzawę wywołało wyjście starego mistrza, który w iście – nomen omen – oldskulowym stylu kroczył do ringu samotnie w prostej, czarnej płachcie.
Wraz z pierwszym gongiem Mike starał się skracać dystans do oponenta, a publiczność reagowała wiwatami na każdy cios wyprowadzany przez legendarnego pięściarza. Co jednak było niespodziewane, parę z tych uderzeń czysto trafiło Paula. Youtuber później wziął się do odrabiania strat, lecz pierwsza runda mogła zwiastować, że starcie z 58-latkiem nie będzie dla niego spacerkiem.
W drugiej rundzie Tyson był już mniej aktywny, przez co Jake mógł kontrolować to starcie, trzymając go na dystans. Powoli realizował się jednak najbardziej prawdopodobny dla Żelaznego Mike’a scenariusz. Jego zrywy były coraz rzadsze, a do twarzy weterana dochodziło coraz więcej ciosów. Po trzeciej, w której były mistrz wagi ciężkiej zaczynał się już chwiać po otrzymanych uderzeniach, stało się jasne, że Paul wygra to starcie. Pytaniem otwartym pozostawało: w jakim stylu? Czy pokusi się o upokorzenie Tysona, czy jednak nie będzie szukał nokautu?
Być może jakimś pocieszeniem dla fanów Bestii będzie, że jak na swój wiek, prezentował się on godnie. W ringu nie zobaczyliśmy totalnego wraka. Mike miewał przebłyski, lecz na przeciętnego Paula to nie wystarczało. Trudno się temu dziwić. To trochę tak, jakbyście na mecz z drużyną z Ekstraklasy wypuścili zespół legend polskiego futbolu, złożony z piłkarzy pokroju Bońka, Laty i Tomaszewskiego. Chyba nikt nie spodziewałby się, że weterani wygrają takie spotkanie. Choć przecież u szczytu swoich karier byli o niebo lepszymi zawodnikami.