CELEBRITY
23-latka urodziła dziecko. Przeżyła szok, gdy zrobiono badania
Czy zdarza się, że rodząca w szpitalu kobieta obawia się, że ktoś z personelu, przez pomyłkę lub celowo, zamieni jej dziecko z innym? Jeśli nawet taka myśl przychodzi jej do głowy, to z pewnością realnie nie bierze pod uwagę takiej możliwości. Opisana sprawa pokazuje, że te obawy wcale nie muszą być tak abstrakcyjne.
Wyniki badań
Jest wiosna 1986 r., gdy 23-letnia Maria, mieszkanka niewielkiej wsi leżącej w pobliżu Szczebrzeszyna, czeka na wyniki badań krwi, które mają potwierdzić, że wskazany przez nią mężczyzna jest ojcem jej dziecka.
Dla Marii sprawa tych badań jest jedynie formalnością: młoda kobieta wie, że ojciec jej półtorarocznego synka to Krzysztof, jej pierwsza i jedyna miłość. Mężczyzna jednak od początku wypierał się ojcostwa i w końcu nawet ślepo zakochana Maria przestała wierzyć, że między nimi wszystko się jeszcze ułoży, dlatego też przed kilkoma miesiącami założyła w sądzie sprawę o alimenty.
Jednakże, gdy na początku czerwca przychodzą wyniki badań zleconych przez sąd, Maria jest wstrząśnięta: w urzędowym dokumencie napisane jest, że Krzysztof nie jest ojcem jej dziecka!
Młoda kobieta nic nie rozumie. Nie ma jednak zbyt wiele czasu na “przetrawienie” tej informacji, bo po kilku dniach nadchodzi kolejny cios: gdy 10 czerwca Maria stawia się na rozprawę w Sądzie Rejonowym w Zamościu, dowiaduje się, że badania wykazały coś jeszcze – a mianowicie to, że ona, Maria, nie jest biologiczną matką wychowywanego przez siebie dziecka.
“To gdzie jest moje?”
Podana przez sędzię informacja spada na Marię niczym grom z jasnego nieba. Młoda kobieta nie pojmuje, o co chodzi: jak to, przecież urodziła to dziecko! Dlaczego ktoś twierdzi, że nie jest jego matką? W jej odczuciu jasne jest tutaj tylko jedno: urzędnicy chcą jej odebrać syna.
Wszyscy siedzący w sali rozpraw zrywają się z krzeseł, doskakują do niej. Próbują ją uspokoić, ale ona wciąż krzyczy i płacze. Ktoś wzywa pogotowie.
Karetka zabiera Marię do szpitala, a po kilku godzinach odwozi ją do jej domu w C.
Następnego dnia młoda kobieta jest już względnie spokojna. Całą sprawę uważa za pomyłkę, którą da się łatwo wyjaśnić, dlatego jedzie do szpitala Szczebrzeszynie, gdzie na świat przyszedł jej syn Tomasz.* W kancelarii prosi o zaświadczenie potwierdzające ten fakt, po czym z gotowym dokumentem udaje się do prokuratury w Zamościu.
Gdy Maria wręcza pani prokurator wyciąg ze szpitalnej księgi, przedstawicielka wymiaru sprawiedliwości spokojnie tłumaczy, że nikt nie kwestionuje samego faktu macierzyństwa, natomiast w tej sprawie chodzi o coś zupełnie innego – czyli o to, że Tomek nie jest tym dzieckiem, które faktycznie urodziła.
“Jeśli on nie jest moim dzieckiem, to gdzie jest moje?” — zadaje logiczne pytanie Maria.
Pani prokurator obiecuje, że w najbliższym czasie wszystko zostanie wyjaśnione.
Kolejne dni są dla Marii jednym wielkim koszmarem. Kobieta instynktownie czuje, że dzieje się coś bardzo złego, choć nie ma pojęcia, co się właściwie wydarzyło i dlaczego niby nie miałaby być matką własnego dziecka.
Jednocześnie nie opuszcza jej poczucie, że nad jej losem wisi jakieś fatum.
Życie Marii
Gdy Maria przyszła na świat, jej ojciec był już chory i niezdolny do pracy. Fakt ten zaważył na jej dalszym życiu: matka nie była w stanie zajmować się dzieckiem i jednocześnie zarobić na utrzymanie trzyosobowej rodziny, dlatego też oddała małą Marię na wychowanie swoim rodzicom, mającym skromne gospodarstwo w C., w pobliżu Szczebrzeszyna.
Czytaj również: Bała się go cała wieś. W końcu postanowił się zemścić na maturzystce [18+]
W domu było bardzo biednie, dziadkom ledwo udawało się związać koniec z końcem. Maria od dziecka musiała więc pracować w polu, a potem nawet dorabiać pracą u sąsiadów.